Koty uwielbiam, za ich grację i przewrotność, niestety ciężkie uczulenie nie pozwala mi się do nich zbliżać. Odpada wszelkie kicianie, głaskanie, mizianie i inne tam. No nic pozostały mi zdjęcia. Pierwszy spotkany gdy wracaliśmy z Chory, drugi szwendał się pod Hagią Sofią, trzeci zaś wierzcie mi lub nie całe dnie spędzał na tym jednym worku z ziarnem, mijaliśmy go codziennie idąc od Kasi na tramwaj.