Koty uwielbiam, za ich grację i przewrotność, niestety ciężkie uczulenie nie pozwala mi się do nich zbliżać. Odpada wszelkie kicianie, głaskanie, mizianie i inne tam. No nic pozostały mi zdjęcia. Pierwszy spotkany gdy wracaliśmy z Chory, drugi szwendał się pod Hagią Sofią, trzeci zaś wierzcie mi lub nie całe dnie spędzał na tym jednym worku z ziarnem, mijaliśmy go codziennie idąc od Kasi na tramwaj.
ohh też uwielbiam koty.. ale chyba bardziej na nie patrzeć.. kiedyś jak byłam mała miałam kocura i był okrooopny :P chyba teraz mam uraz :P
OdpowiedzUsuńdrugie zdjecia - uwieeelbiam!
ahaha, może masz rację, że fajniej na nie patrzeć. Też spotkałam w swoim życiu kilka takich kićków do których bez kija nie podchodź.
UsuńJeny! nie znoszę tych stworzeń, ale obiecałam sobie, że jak będę starą panną i zamieszkam sama to sobie takiego stwora kupię, a gości będę częstowała herbatką z jego sierścią... (ble!)
OdpowiedzUsuńDrugie zdjęcie moje ulubione :)
ahaha :D powalasz mnie optymizmem Noom :D i ciasto z budyniem na kocim żwirku :D
Usuńa teraz wszystkie nasze kicie ze skrótu na przystanek chodzą pękate jak beczki, pewnie będzie ich niedługo jeszcze więcej ;)
OdpowiedzUsuńTo dziwne, że Stambuł jeszcze nie pękł w szwach od ilości kotów jakie tam są :P
Usuńna jakich kliszach i aparacie pracujesz? piękne nasycenie kolorów
OdpowiedzUsuńHmm nie chce skłamać ale to było albo Fuji 200 Superia albo jakiś tańszy Kodak 200 :) Ceny klisz w rzędzie ~15zł więc żadna profeska.
Usuń