Subscribe and Follow

28.4.13

koniec

Nie, nie koniec bloga. Po prostu koniec wycieczki po Stambule - mieście minaretów, kotów, balkonów, schodów, pikli i mnóstwa innych rzeczy. Mam nadzieję, że spodobała wam się moja wizja tego miasta. Ja za każdym razem gdy przeglądam te zdjęcia mam wielką ochotę móc wsiąść w samolot, by wrócić tam jeszcze raz i dalej odkrywać, fotografować, gubić się i znajdywać. No ale nie teraz. Teraz wszystko było, minęło, zostało tylko wspomnienie… 

Dziękuję zaglądającym i zostawiającym komentarze. Cieszę się, że tu jesteście :)


26.4.13

wiosna?

Podczas gdy w lutym w Polsce zima szalała w najlepsze w Stambule nieśmiało zaczęła witać już wiosna. Pod pałacem Dolmabahce zakwitły już żonkile, nasadzono mnóstwo bratków a hiacyntom pękały pąki. Tego też dnia, kiedy szłyśmy tam z Kasią, słońce dawało mocno z góry i można było wyczuć w powietrzu nową porę roku. 


Skromny murek otaczający wspaniały pałac, którego nie zdążyliśmy zwiedzić.

Szpaler platanów po jednej i drugiej stronie musi w lecie dawać wcale przyjemną atmosferę w tym miejscu.

24.4.13

fragmenty

Czy wiecie że w kuchni tureckiej da się zapiklować niemalże wszystko? Na pierwszym zdjęciu są tylko papryczki, ale w innych słojach były kasztany, brokuły, nieświeży kalafior, kapusta, buraki i moc innych warzywek. Pośród ogólnego próbowania tego co kuchnia turecka ma do zaoferowania nie zabrakło i tego, a także i wody po piklowanych rzeczach która tutaj jest przysmakiem. No cóż, co kraj to obyczaj.






22.4.13

sztampa

Jadąc do Stambułu wiedziałam czego chcę. Po pierwsze jedzenie, wypróbować jak najwięcej różnych rzeczy, po drugie sztampowe zwiedzanie, bo lubię historię. Dlatego w planach był jeden dzień wypchany po szwy łażeniem od jednego znanego miejsca do drugiego, ale i tak nie wyrobiliśmy się ze wszystkim. Hagię Sofę pomyliłam z Błękitnym Meczetem, a Błękitny Meczet wierzyłam że jest tez choć trochę błękitny z zewnątrz. Tak to jest jak się nie czyta przewodników… przed wyjściem z domu tylko po powrocie :)

Fragment Kościoła św. Zbawiciela na Chorze, którego początki sięgają IV w n.e. a obecna forma bizantyjska to wiek XI w n.e.

Na kliszy udało mi się uwiecznić Hagię Sofię w mało pocztówkowy sposób.

A to jedyne zdjęcie jakie mam z hipodromu - słynna kolumna egipska.

20.4.13

ulice

Główne ulice miasta są zazwyczaj zakorkowane i gdy już utkniesz w korku to po prostu umarł w  butach. Stambulscy kierowcy to ludzie którzy w krwi muszą mieć domieszkę szaleństwa, ci co jej nie mają na drodze znaleźli się chyba przez jakiś przypadek i po prostu tam zginą. Piesi są zresztą nie lepsi. Osiedlowe uliczki to dla nich chodniki, zwłaszcza gdy tych często po prostu brak, albo są zbyt wąskie i nierówne by po nich iść. Zaś czerwone światło to tylko sugestia aby nie przechodzić na drugą stronę, co często zdarza się być ignorowaną zasadą. Gdy pobędziecie trochę w Stambule, uwierzcie mi, przestaniecie narzekać na rodzimych kierowców :)

Dwa ujęcia z Karakoy gdy wracałyśmy z Kasią spod wieży Galata. Ta dzielnica jest bardziej Europejska ze względu na swoją przeszłość. Jest też turystyczno młodzieżowa, odnowiona i kolorowa.


Po zwiedzeniu Kościoła na Chorze postanowiliśmy spacerem udać się nad Złoty Róg. Przebijąc się w kierunku zatoki szliśmy w dół wąskimi uliczkami na których toczyło się zwyczajne życie, gdzie turysta jest raczej czymś niespotykanym.

18.4.13

Kadikoy

W weekend Kasia z Fabem zabrali nas do azjatyckiej części miasta do dzielnicy Kadikoy. Miejsce to tętni życiem i wypchane jest ludźmi niemalże po brzegi. Po spędzeniu kilku dni na Fatih bardziej konserwatywnej części miasta da się odczuć różnicę. Mnóstwo tu małych lokali prowadzonych przez młodych ludzi, kawiarenki, restauracyjki, sklepy z jakże modnymi starociami - co dusza zapragnie. Poza tym znajduje się tu jedna z najlepszych restauracji w całym Stambule, serwująca dania kuchni tureckiej.

Ulice wypchane straganami ze świeżymi warzywami i owocami, rybami i jedzeniem na wynos. Raj dla smakoszy.


Urocze detale nadające charakteru tej dzielnicy.


16.4.13

schody

Stambuł to miasto siedmiu wzgórz i powiem wam, da się to odczuć w nogach. Wszędzie jest pod górkę. Po kilku dniach zwiedzania nabiera się niezłej kondycji i przestaje mnie dziwić fakt braku otyłości wśród mieszkańców tego miasta, gdy aby dojść do celu trzeba się ciągle wspiąć. Czasem jest tak stromo, że zwykłe piesze przejścia zamieniane są na schody, chodniki są spiętrzone a na ulicy zamontowano małe progi pozwalające samochodom zachować przyczepność. W ogóle samochody w Stambule to jest dopiero poezja, ale o tym może kiedy indziej.




14.4.13

fragmenty

Stambuł jest niczym do czego przyzwyczaiłam się zwiedzając europejskie miasta. Jest zlepkiem domów rozrastających się w lewo, prawo, w górę i w dół. Poprzecinany chaotycznymi ulicami, ukrytymi skrótami przez podwórka, murowano-drewniany, z iglicami minaretów wybijającymi się ponad dachy budynków. Często bury i zaniedbany, wymieszany z kiczem witryn sklepowych przypominających chińskie krasne bazarki. Ale jest też w nim mnóstwo piękna ukrytego w detalach. Wystarczy się tylko trochę lepiej rozejrzeć.





12.4.13

turkus

Pierwszy raz gdy stanęliśmy nad Bosforem było buro, mgliście i jakoś nie szczególnie zachęcająco. Wszystko się jednak zmienia gdy tylko słońce wyjrzy zza chmur. Wody cieśniny przybierają wtedy cudny turkusowy kolor. Zawdzięczają go ponoć mikroorganizmom specyficznym tylko dla tego akwenu. Mimo, że Stambuł odwiedzaliśmy w lutym, to na kilka dni doświadczyliśmy pięknej słonecznej pogody, można było nawet rozpiąć kurtkę :)

Zza promu wychyla się dzielnica Galata.

Z Eminonu widok na Azjatycką część Stambułu.

Sztampa pocztówkowa, czyli wieża Galata i most.

A potem popłyneliśmy promem na Kadikoy (Azja).


10.4.13

koty

Koty uwielbiam, za ich grację i przewrotność, niestety ciężkie uczulenie nie pozwala mi się do nich zbliżać. Odpada wszelkie kicianie, głaskanie, mizianie i inne tam. No nic pozostały mi zdjęcia. Pierwszy spotkany gdy wracaliśmy z Chory, drugi szwendał się pod Hagią Sofią, trzeci zaś wierzcie mi lub nie całe dnie spędzał na tym jednym worku z ziarnem, mijaliśmy go codziennie idąc od Kasi na tramwaj.




8.4.13

balkony

Jeśli miałabym wymienić coś charakterystycznego dla Stambułu i nie miałyby to być minarety lub wszędobylskie koty, powiedziałabym: balkony. Na początku myślałam, że mają może coś wspólnego z żydowskimi drewnianymi kuczkami ale są to po prostu "balkony". Czasami całe drewniane jak te z Galaty (pierwsze dwa zdjęcia), albo murowane jak te na Kadikoy (trzecie) i Eyup w pobliżu Kościoła na Chorze (czwarte).





6.4.13

Istanbul

No to nareszcie, witam po przerwie.  Ruszamy ze Stambułem. Będzie misz masz, trochę sztampy, naprawdę sporo zdjęć, pewnie aż do znudzenia. Muszę powiedzieć, że jestem z tych ujęć bardziej zadowolona niż z tego co złapałam aparatem cyfrowym. Może to dlatego, że każde zdjęcie wymaga większego skupienia i dłużej chwili przemyślenia kadru? A może to po prostu magia kliszy, a może samo zachwyt? Nie wiem, sami oceńcie. Na zaostrzenie apetytu:


Instagram